Prosze i dziekuje
Droga do mistrzostwa jest długa i kręta,
i jeśli na zakrętach,
nikt się nie opamięta,
niedługo atmosfera stać się może przegięta...
Bo nikt w Monachium nie zauważył wcale,
że po piętach rywale,
depczą nam stale,
lecz w Bayernie spokój,
każdy czuje się tu doskonale.
W prawdzie spokój zachować zawsze warto,
lecz nie zajdziemy nigdzie,
grając taką słabą kartą...
Ten wstęp pisałem jeszcze przed meczem z Werderem. Postanowiłem poczekać jednak z tym felietonem, na to co się stanie w tym spotkaniu na szczycie... Niepotrzebnie. Bo to co się dzisiaj stało można było przewidzieć. Jak zapewne pamiętacie, dość ostro wypowiadałem się o grze Bayernu w felietonie "Bayern Monachium - Europejski Sparingpartner". Niczym liści na drzewach zimą tyle też było głosów, że to tylko jednorazowa wpadka i nie należy krytykować ani zawodników, ani trenera (że to niby pochopne wnioski, a Bayern gdyby miał więcej szczęścia zwojowałby Europę..., ba... świat nawet). Pomyślałem ok... z dalszą krytyką Magatha poczekam, bo napewno dostarczy mi on worek kolejnych argumentów na potwierdzenie, że stolica Bawarii nie jest dla niego odpowiednim miejscem (tego akurat byłem pewien, tak jak tego, że Wieczorynka jest o 19:00). Ale zajmijmy się może dzisiejszym meczem...
Na początku powiem krótko... gdzie nam walczyć w Champions League, jak przegrywamy "na własnym podwórku" w Bundeslidze...? Mocniejszy przeciwnik... Bach, albo męczymy się niemiłosiernie, albo przegrywamy. Dwa razy z HSV, teraz z Werderem. Zdobycie mistrzostwa Niemiec dla Bayernu to niezbędne minimum, a wręcz obowiązek (a nie żaden ogromny sukces..., owszem sukces, ale do przewidzenia, już na początku sezonu). Jednak zaczynam się bać, że i to przyjdzie z bólem, a może nawet nie przyjść wcale. Może zrobiłoby to dobrze Bayernowi, gdyby na rok pożegnał się z mistrzem? Może wtedy ktoś doszedłby do wniosku, że coś jest nie tak w tym klubie? Bo jak kolejny raz zdobędziemy dublet, będzie się mówiło, że wszystko jest ładnie i pięknie, i będziemy biernie czekać na sukces w Champions League... może coś się uda zdobyć i powalczyć. Tak nie może być, Bayern musi być silny i nastawiony na zwycięstwo w CL, a nie nastawiony, że może gdzieś zajdzie. Ten, kto czytał wcześniejszy mój felieton, zapewne zorientował się, że raczej nie przepadam za Magathem. Wręcz mam alergię (awersję, czy też inne słowo, określające negatywny stosunek) na niego, porównywalną do tego, jaką żywię do grzanego piwa. Dzisiaj Felix nie dał mi żadnych powodów, żebym swoje zdanie zmienił. Oczywiście, żeby mnie jeszcze bardziej wkur... wkurzyć, obwiązał się swoim bawełnianym szaliczkiem i usiadł ze stoickim spokojem na ławce. Stoicki spokój trwał po bramce samobójczej, po bramce drugiej i też po bramce trzeciej. A, przepraszam, trener założył w międzyczasie nogę na nogę ("styl na panienkę - cnotkę"). Oprócz znalezienia sobie wygodnej pozycji, trener doszedł do wniosku, na 10 minut przed końcem, że coś szwankuje chyba skuteczność i zdecydował się na zmianę. Fakt, lepiej późno niż wcale. Chociaż, jakby poczekał z 2 minuty, może jednak zauważyłby, że lepiej zdjąć Makaaya, który przybrał znów postać niewidocznego (niezwykła umiejętność niczym z filmów fantastycznych) a zostawić aktywnego Pizarro. Co do dzisiejszej gry to graliśmy niczym wielka Barcelona... w pierwszym meczu z Benfiką. Skuteczność była bardzo okrągła procentowo... słownie ZERO procent (0%). W porównaniu do "bezalkoholowej" skuteczności Bayernu skuteczność Werderu to istny czysty spirytus. I to ze świetnego źródła, bo procentowo wynosiła 90%. Szklankę tego niesamowicie mocnego trunku wypić musieli dzisiaj Bawarczycy. Krzywili się, cofało im się, zbierało na wymioty. W tej ostatniej czynności wspomagali ich kibice, patrząc na obraz nędzy i rozpaczy na boisku... Z moich obliczeń wynika, że przykładowo Ballack więcej leżał niż stał na boisku. Schweinsteiger też chciał udowodnić, że umiejętność gry głową nie jest mu obca, tyle że pechowo wybrał na pokaz bramkę Olivera. Oliego po decyzji równie wspaniałego trenera co Magath - Pana Klinsmanna nic już nie było w stanie zaskoczyć i spokojnie, bez nerwów obserwował na tablicy wyników: 1-0, 2-0, 3-0. Równie spokojnym obserwatorem, jak już mówiłem wcześniej, był Felix Magath. Felix, który aby dojść do wniosków, że coś trzeba wzmocnić ofensywę potrzebował 80 minut. Podczas tego myślenia, zapomniał najwyraźniej, że ma na ławce takiego zawodnika jak Julio Dos Santos. Zawodnika, którego prowadzony przez niego klub zakupił niedawno. Zawodnika, który jest głodny gry, młody, zdolny i ambitny. Gracza, który mógłby zastąpić "wiecznie leżącego" Ballacka. No, ale Julio jeszcze musi się uczyć i patrzeć, jak to się przegrywa w Niemczech.
Dzisiaj miałem pisać o porządkach i zmianach w Bayernie, ale to raczej sprawa na następny felieton. Jedno jest pewne, przeczytacie w nim, że będę się domagał zmiany trenera. Jestem, byłem i będę przeciwko Magathowi. Nic, absolutnie nic tego nie zmieni. Chyba, że wygralibyśmy Ligę Mistrzów, ale na to szans nie mamy, więc zdania nie zmienię.
I niech ktoś mi spróbuje powiedzieć, że jest dobrze, a to tylko chwilowy kryzys. Remis z ostatnią, fatalnie grającą Kolonią pamiętamy? Dwie bramki stracone z nimi pamiętamy? I szczęście, że nie przegraliśmy... Wygraliśmy z Duisburgiem (tutaj akurat żadnego sukcesu nie widzę...) i z Schalke. Wygrana 3:0 z Schalke mogłaby cieszyć, ale napewno gra nie cieszyła. Wygraliśmy tylko dlatego, że Schalke grało jeszcze gorzej od nas. Bo my, graliśmy źle i wygrywając mieliśmy duuużo szczęścia.
Kryzys jest, ale nie pokonamy go "ot tak sobie". Na to potrzeba czasu i zmian. Dlatego apeluje do kibiców o błagalne litanie i dziesiątki różańców, żebyśmy tylko dotrwali do końca sezonu na pierwszym miejscu. Po tym potrzeba będzie zmian. Zmian, które pozwolą nam zdominować Bundesligę i dać szansę powrotu do Europejskiej elity. Ale nie w roli sparingpartnera...
Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce, (cenzura)... po grze ich klubu... - kibice Bayernu Monachium.
Ps. I prosze wszystkich "ćwiećinteligentów" którzy chcą coś pisać w komentarzach o zebranie zabawek i "wypad" z tej piaskownicy. Bo patrząc na niektóre komentarze mam ochote rozwalić głową monitor. A szkoda, bo drogi i porządny...
A na komentarze wszystkich pozostałych (czyt. kulturalnych i inteligentnych) kibiców oczywiście czekam... jak zawsze...
Ps2. Obrazek do felietonu, jest zarazem zapowiedzią kolejnego, który poświęcony będzie zmianom, jakie nowy trener - Lesnik chciałby wprowadzić...