Piątek, 29.06.2007, godzina 13:30, dworzec PKP w Katowicach-to właśnie stąd i o tym czasie miała zacząć się wyprawa kibiców Bayernu na podbój Międzybrodzia Bialskiego, gdzie Upek załatwił, jak się później okazało, świetny domek wypoczynkowy z pięknym widokiem na jezioro Żywieckie, górę Żar i całe miasteczko. Ale o tym później.
Z Katowic do Bielska-Białej dotarliśmy pociągiem w ciągu półtorej godziny. Na dworcu z utęsknieniem czekał już na nas wspomniany mieszkaniec Bielska-Upek, ze swoim nowo-nabytym bolidem marki Ford, oraz piłką "retro" w bagażniku. Haj, Max, Upek, Wojtas19 oraz ja postanowiliśmy pojechać na umówione miejsce z właścicielem domku. Pozostali, czyli Lmollu, DamKam, PTK oraz Kocioł udali się prosto do Międzybrodzia PKS`em.
Podróż samochodem dostarczyła kilku wrażeń. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do centrum handlowego, którego nazwy już zapomniałem po paletę złocistych napojów, a następnie pojechaliśmy na spotkanie z władcą obserwatorium okolicy-czyt. domku J Pan z siwą czupryną pewnie był trochę zniecierpliwiony naszym godzinnym opóźnieniem, spowodowanym tylko i wyłącznie tymi ogromnymi korkami w mieście, no ale co się odwlecze to nie uciecze. Podążyliśmy na miejsce. Pan właściciel zabrał z przystanku pozostałych zlotowiczów, którzy autobusem dotarli wcześniej na miejsce aniżeli my samochodem. Również oni mieli nieciekawe miny po tym jakże `krótkim` czekaniu, jedynie Kocioł tryskał energią i z wielkim entuzjazmem i uśmiechem na buzi zajął miejsce w białym Seacie. Dojazd do domku- to było coś. Kąt nachylenia drogi na posesję – około 70 stopni. O dziwo właściciel tłumaczył, że bez najmniejszego! problemu daje radę tej górze,podczas zimy swoją Cordobą na łańcuchach. Coś w tym musi być, chociaż fakt jest jeden i niezaprzeczalny-jedynym dobrym samochodem na te drogi byłby rosyjski wehikuł marki UAZ.
W końcu dotarliśmy na stok do do świeżo wynajętej twierdzy niczym Wawel w Krakowie.
Właściciel po uzgodnieniu szczegółów zostawił nam klucze-sielankę czas zacząć!
Każdy sobie wybrał pokój metodą losowania, rozgościł się a następnie ekipa złożona z 5 osób pojechała na zakupy do renomowanego marketu firmy „Hill”, w którym oszukano nas, podobnie jak Cygana z Torunia, ponieważ nie dostaliśmy nawet cienia szansy na wygranie 50.000 tysięcy złotych. I pomyśleć, że zakupy za ponad dwie stówy robiliśmy głównie ze względu na tą jedną jedyną zdrapkę, której nie otrzymaliśmy
Po powrocie okazało się,że reszta kolegów wcale nie nudziła się pod naszą nieobecność-np. kibic PTK postanowił sprawdzić się co nieco w biegach przełajowych. Może chciał co nieco poczuć metod treningowych naszego późniejszego ulubieńca Magatha ?? Ciężko powiedzieć
Potem wspólnie obejrzeliśmy zwycięski mecz naszych siatkarzy z Bułgarami, a następnie przyszedł czas na grilla. Po jakże obfitej kolacji na tarasie, przyszła kolej na seanse filmowe w tv na antenie tvp1 i 2 bez dźwięku. Głosu wszystkim aktorom użyczył, jak się później okazało, mistrz w dziedzinie dubbingu-Lmollu. Niestety, nie został uhonorowany nagrodą w postaci wyświetlenia jego ulubionego programu „Dziewczyny w Bikini”, jednakże pewne sceny z wyświetlanych filmów, z tego co można było zaobserwować w zupełności mu wystarczyły
Później pogadaliśmy jeszcze co nieco o naszym głównym zainteresowaniu, czyli piłce nożnej, snuliśmy plany co robić w następnym dniu no i w końcu przyszedł czas na kimanie.
Na drugi dzień o godzinie 9:30 prawie wszystkich postawiła na nogi jajecznica z 20 jajek przyrządzana przez Haja i mnie z extra dużymi kawałkami skorupek...nie no, chyba nie było tak źle...
Warto dodać również, iż kolega Max przestawił się spowrotem ze snu zimowego na letniJ Następnie wszyscy razem udaliśmy się w kierunku boiska piłkarskiego w celu rozegrania wieeeelkiego meczu, wasz plac, na nasz plac. Ja i Lmollu z racji niedawnych kontuzji dokonaliśmy selekcji grających, ustaliliśmy taktykę, zmotywowaliśmy naszych podopiecznych aż w końcu mogliśmy obserwować, jak zawodnicy wypełniają nasze założenia taktyczne podczas gry. Lmollu, podekscytowany grą swoich piłkarzy, zapomniał na moment co było napisane w artykule 43 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, jednakże pewna osoba dosyć szybko postarała się o to aby mu o tym przypomnieć. Po meczu udaliśmy się na obiad, restauracji „Silesia” w której kelnerki niestety powinny kupić sobie aparaty słuchowe (cebula-kukurydza) oraz nauczyć się rozpoznawać robione na zamówienie pizze. Dobrze chociaż, że pizze były duuże i całkiem smaczne. Obejrzeliśmy jeszcze kwalifikacje Formuły 1 do GP Francji aż w końcu postanowiliśmy od podstaw zdobyć ulicę Kosowską. Po powrocie do domku Max, Upek oraz ja poszliśmy się zdrzemnąć, natomiast reszta twardo walczyła z sennością słuchając szlagierowego wykonania przez Pawła Kukiza piosenki zatytułowanej niewinnie „Rodzina słowem silna”. Tekst jest bardzo ambitny-linia melodyczna również świetnie zachowana. Szykuje nam się hicior lata 2007. W końcu przyszedł czas na wspólne obejrzenie meczu mistrzostw U20 pomiędzy Polską a Brazylią. Na grillu, jak to na grillu, pojeść, popić i spowrotem do chaty. I tutaj zaczęły się opowieści Lmolla o swoich legendarnych już ziomach ze szkoły, a także każdy z nas przytaczał różne zabawne sceny z życia wzięte. Noo...może za wyjątkiem Kocioła, który schował się gdzieś za Wojtasem i słuchał, i słuchał, aż w końcu poszedł spać
Na koniec zostało grono złożone z Haja, Wojtasa, Maxa, Patryka, Upka oraz mojej osoby. Przyszedł czas na maraton uśmiechu. Dowcipem wieczoru, bez dwóch zdań, był kawał opowiedziany przez Wojtasa o popularnym „Arnim”.
Tak sobie poopowiadaliśmy, poopowiadaliśmy, aż w końcu na dworze zrobiło się jasno jak za dnia, a zegarki pokazały 4, czy nawet 5 godzinę-nie pamiętam
Zapadła decyzja o spaniu. Spaliśmy bodajże do 10. Po śniadaniu, dyplomatyczna kłótnia o to kto ma zmywać. Jednym ze „zmywaczy”;) był Lmollu, który w pewnym momencie ze zlewu zrobił mały brodzik, a gdyby jeszcze więcej wody dopuścić, byłby basenik. Ahh ta jajecznica...
O 12:15 przyjechał `haus-gestapo`. Posprawdzał czy wszystko w porządku, zauważył nawet wyryty na poręczy przez Maxa napis FC Bayern ale na szczęście nie rzucał się, pewnie sympatyzuje z FCB...
No i około godziny 12:30 opuściliśmy nasze lokum, które tak dobrze nam służyło.
Tym razem ekipa z PKS`u jechała autem z Upkiem, a reszta autobusem, którego kierowca w ostatniej chwili zauważył nas czekających na niego na przystanku. Depnął po hamulcach i mogliśmy spokojnie wsiąść. Gdyby nie zauważył-byłby mały problemJ
Dojechaliśmy do Bielska na dworzec, na którym pożegnaliśmy się z okolicznym mieszkańcem, oraz naszym driverem. Pociąg do Katowic. Katowice. I rozeszliśmy się w swoje stronyJ
Tak oto minął nam 4 zlot kibiców Bayernu. Chyba każdy z obecnych może potwierdzić że był on jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny. Miejmy nadzieję, że kolejny będzie równie udany.
Pozdro dla ekipy ze zlotu